"Dlaczego w Polsce nie ma trenerów ?"

. "Na pozór można pomyśleć, że bycie trenerem w naszym kraju to sama przyjemność, bo przecież jest mnóstwo ludzi, którzy chcą, aby ich dzieci grały w tenisa. Faktycznie jest: roboczo można ich podzielić na dwie grupy:

Pierwsza to rodzice, dla których ważniejsze jest to, aby sport pomógł ich pociechom w życiu. To najwdzięczniejsi klienci. Nie dość, że dobrze płacą, to jeszcze są autentycznie szczęśliwi, widząc jak ich dziecko biegając po korcie poprawia sobie koordynację ruchową, wzmacnia psychikę itd. Oczywiście najlepiej, by przy okazji odnosiło jeszcze sukcesy, ale i tak jest fajnie. Zdarza się, że na zakończenie ich wzajemnej współpracy wręczają trenerowi. kwiaty.

Druga grupa to rodzice mający ambicje, by ich dziecko wyrosło na drugiego Federera czy Radwańską. Ta powinna być dla nas najatrakcyjniejsza, każdy marzy przecież po cichu, aby zostać polskim Bradem Gilbertem. Tu jednak zaczynają się schody.

Jakie? Do realizacji tych marzeń muszą być spełnione dwa warunki. Dziecko musi mieć talent, a jego rodzice albo muszą mieć dużo pieniędzy, albo być gotowi by poświęcić wszystko dla ich kariery. Problem w tym, że takich rodziców można w Polsce policzyć na palcach jednej ręki. Najczęstsze przypadki to tacy, którzy mają wybujałe ambicje, grubo przekraczające jednak możliwości ich potomków. Nie chcą jednak przyjąć tego do wiadomości i bez przerwy szukają winnych tego, że fakty ni jak nie mają się do teorii. Nietrudno zgadnąć, kto najczęściej obrywa za ich frustracje.

Trudno za nimi trafić. Z jednej strony oczekują od trenera, by poświęcił ich dziecku swój czas i pieniądze (których nie zarobi w tym czasie gdzie indziej). Z drugiej za to bez przerwy we wszystko się wtrącają i kwestionują jego kompetencje ( no, bo przecież tata przeczytał trzy książki i lepiej wie jak zagrywać bekhend). Nierzadko próbują go rolować na kasę.

- Ciężkie czasy idą, musi pan trochę zejść z ceny - usłyszał kiedyś mój kolega od jednego ojca. Nawet mu uwierzył, by poczuć się chwilę później jak skończony idiota, kiedy przy pakowaniu kosza z piłkami do bagażnika samochodu zobaczył na ręku tatusia nowiutkiego Rolexa.

A jeśli nawet uda im się coś z takim dzieckiem osiągnąć, to zamiast premii i podziękowań najczęściej dostają kopa w tyłek."...